8:54 PM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | JULIA HOLTER - HAVE YOU IN MY WILDERNESS

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | JULIA HOLTER - HAVE YOU IN MY WILDERNESS

8:54 PM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | JULIA HOLTER - HAVE YOU IN MY WILDERNESS

Hej!

Dziś wracam do Was z recenzją płyty, która ma już 3 lata, bo ukazała się w 2015 roku. Sama poznałam ją już jakiś czas temu i przypomniałam sobie o niej zupełnie przypadkiem wczoraj. Jeśli jesteście ciekawi, o jakim albumie mówię, to zapraszam do czytania dalej.


Julia Holter, to artystka mało znana szerszej publiczności. Jeśli jednak interesujecie się muzyką awangardową, to płyta Have You In My Wilderness, będzie Wam już dobrze znana. Amerykańska wokalistka i kompozytorka obsługuje pianino, klawesyn i podobno też perkusję, a płyta, o której mowa została skomponowana w zaciszu domowym przez artystkę.

Nietuzinkowy styl Julii jest czymś, do czego trzeba się przekonać. Na płycie autorka realizuje swoje senne wizje i opowieści przesiąknięte metaforami. Teksty są równie zagmatwane co słowotok Joanny Newsom ale przez to czuję się zaintrygowana. Głos Julii jest momentami teatralny i mamy wrażenie, że przemawia ona do nas z głębin mórz i oceanów lub z całkowicie innego wszechświata. Czasem mam wrażenie, że śpiewa ona z podziałem na rolę. W utworze How Long? jest to szczególnie zauważalne.

Dźwięk na płycie jest jakby zamglony, przytłumiony, a dźwięki snujące się na albumie zaaranżowane są z najwyższą dokładnością mimo, że chwilami mamy wrażenie jakby wszystko się sypało. Jest to chaos kontrolowany przez artystkę z niezwykle bujną wyobraźnią i awangardowym spojrzeniem na muzykę pop. W idealnym świecie myślę, że można byłoby usłyszeć utwór np. Feel You w radiu jadąc autobusem. Album ten oceniany jest jako najmniej pokręcony i najbardziej przystępny a dorobku Julii Holter. Jednak słychać wyraźnie, że autorka inspiruje się jazzem i muzyką psychodeliczną.

Oprócz tradycyjnego dla śpiewająch songwriterek pianina, mamy również barokowy klawesyn, co jednoznacznie kojarzy się z artystkami takimi jak Tori Amos, czy wspominiana Joanna Newsom. Momenty, w których pojawiają się smyczki, czy niespodziewany saksofon są dla mnie wszystkim na tej płycie. Moje ulubione utwory to: Feel You, Lucette Stranded on the Island, Sea Calls Me Home, Night Song oraz Betsy on the Roof

Mam nadzieję, że przesłuchacie tej płyty i zainteresujecie się artystką, bo na pewno jest godna uwagi. Jeśli szukacie nieszablonowych brzmień, które rozbudzą w Was emocje bez hałasu i wrzasku, ta płyta jest dla Was. Znacie Julię Holter? Lubicie czasem posłuchać czegoś zupełnie nie z tej Ziemi? A może macie do polecenia jakieś ciekawe płyty? Chętnie poczytam Wasze komentarze. Mam nadzieję, że macie się naprawdę dobrze. Do usłyszenia w kolejnym poście!







10:16 PM

Makijaż paletą Affect Evening Mood, zamiennik Tarte Shape Tape| KOBO, GOLDEN ROSE, MAKEUP REVOLUTION

Makijaż paletą Affect Evening Mood, zamiennik Tarte Shape Tape| KOBO, GOLDEN ROSE, MAKEUP REVOLUTION

10:16 PM

Makijaż paletą Affect Evening Mood, zamiennik Tarte Shape Tape| KOBO, GOLDEN ROSE, MAKEUP REVOLUTION

Hej!

Zapraszam Was na nowy post z makijażem i pierwszym wrażeniem dotyczącym paletki Affect Evening Mood. Poniżej znajduje się tutorial do stworzonego makijażu i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

Zachęcona opiniami w internecie, postanowiłam zaopatrzyć się w nową paletkę polskiej marki Affect. Przeglądając dostępne palety zdecydowałam się na Evening Mood, która prócz standardowej czerni i brązów posiada również kilka mocniejszych kolorów. Zależało mi na czarnej jak smoła czerni i ciekawych jaskrawych odcieniach.


Po trzech użyciach muszę stwierdzić, że już zdążyłam się uzależnić od Evening Mood. Praca z nią sprawia mi dużą przyjemność, ze względu na cudownie skomponowane odcienie i rewelacyjną pigmentację. Matowe cienie są jedwabiste i bardzo intensywne, dzięki czemu delikatne dotknięcie pędzlem wystarcza, aby przenieść cały pigment na powiekę, a kilka ruchów pozwala uzyskać perfekcyjne roztarcie. Matowe cienie, szczególnie te najciemniejsze, delikatnie się osypują ale jest to normalna rzecz przy tak napigmentowanych matach.





Cienie perłowe, których jest w palecie trzy, są równie mocno napakowane pigmentem i dają piękny błysk na powiece. Mamy tu świeżą zieleń, ostrą pomarańczę i malinową fuksję - wszystkie trzy kolory są piękne, nietypowe i bardzo intensywne. Poza tym, wszystkie cienie bardzo ładnie się ze sobą łączą, a ich jakość pozwala zrobić idealny makijaż oka w krótkim czasie. Nabrałam ochoty na pozostałe palety Affect mimo, że początkowo nie byłam nimi zainteresowana.




Muszę dodać, że szczególnie jestem zadowolona z czerni, bo wreszcie mam naprawdę intensywny czarny i matowy cień, którym zarówno można przyciemnić nasze kocie oko, jak i narysować widoczną kreskę przy linii rzęs. Cień ma dobrą przyczepność do skóry, jest bardzo jedwabisty i podczas rozcierania kolor czarny nie robi się grafitowy, jak to ma miejsce przy czerniach z palety chociażby KOBO My Favourite Colors (porównanie wyżej).

Kolejną nowością u mnie jest słynny już "zamiennik" Tarte Shape Tape, czyli Conceal & Define Concealer z Makeup Revolution. Jakimś cudem udało mi się upolować najbardziej rozchwytywany odcień C6 na sklepie Cocolita, gdzie kosztuje nadal poniżej 20 zł (niektóre sklepy podwyższyły ceny nawet do 29 zł po tym, jak kosmetyk zyskał na popularności).


Nie mogę porównać go do korektora z Tarte, bo tego nie miałam okazji jeszcze testować ale mogę powiedzieć, że korektor z MUR ma bardzo dobre krycie i bardzo szybko zastyga. Mimo to, jego konsystencja jest bardzo kremowa i gęsta i jeśli nie przypudrujemy go szybko, to wchodzi w zmarszczki mimiczne. Po przypudrowaniu nie rusza się z miejsca, a skóra pod oczami wygląda na wygładzoną, rozjaśnioną i przede wszystkim nie wygląda sucho. Podoba mi się też duży aplikator, chociaż ja nie przywiązuję wagi do takich spraw, jeśli chodzi o korektory.


Odcień C6 jest jak najbardziej trafiony, bo jak widzicie na zdjęciu, jest to beżowy kolor wpadający w żółty i bardzo przypomina mi odcień Light korektora z Maybelline Age Rewind... Myślę, że ten odcień jest na tyle uniwersalny, że będzie pasował większości Polek, chyba, że jesteście bardzo opalone, wtedy celujcie w ciemniejsze odcienie.

W tym makijażu użyłam również podkładu z Golden Rose Longstay Matte Foundation w odcieniu 6. Co prawda, podkład kupiłam już dawno w wakacje ale nie używałam go często, sama nie wiem czemu. Może nie jest aż tak trwały, jakbym tego chciała, za to na twarzy wygląda bardzo dobrze. Ma matowe wykończenie i bardzo dobre krycie. Odcień 6 jest teraz dla mnie za ciemny, ale kupiłam go bo wydawał mi się najbardziej żółty z całej gamy kolorystycznej dostępnej na stronie. Jeśli nie macie bardzo tłustej skóry i lubicie mocne krycie, to podkład będzie dla Was idealny.



Ostatnim kosmetykiem, o którym wspomnę jest matowa szminka w kredce również marki Golden Rose z serii Metals, Metallic Matte Lip Crayon w odcieniu 3. Jest to brąz wpadający w malinową czerwień, ciężko określić ten kolor ale wybrałam ten właśnie odcień, bo pasował mi do cienia użytego na środku powieki w tym makijażu (jest to cień z paletki KOBO My Favourite Colors btw). Odcień jest na pewno nietuzinkowy, a pomadki w kredce z Golden Rose to już klasyk;)




Jak podoba Wam się makijaż? Macie któreś z wymienionych kosmetyków? A może planujecie zakup paletki Affect? Dajcie znać w komentarzach i koniecznie wpadnijcie na youtube, gdzie zobaczyć możecie pełna listę kosmetyków użytych w makijażu. Trzymajcie się ciepło, pa!






11:00 AM

Makijaże studniówkowe/karnawałowe 2018 | Moje prace i nowa strona internetowa.

Makijaże studniówkowe/karnawałowe 2018 | Moje prace i nowa strona internetowa.

11:00 AM

Makijaże studniówkowe/karnawałowe 2018 | Moje prace i nowa strona internetowa.

Hej!

Wczoraj zamknęłam sezon karnawałowo/studniówkowy i jestem bardzo wdzięczna za zaufanie jakim obdarzyły mnie klientki. Jestem nadal na etapie nauki i sama przyznam, że moje prace są na ciut wyższym poziomie niż np. pół roku temu. Każda nowa twarz, to czyste płótno, które mogę poddać niezwykłej metamorfozie z nieskończoną ilością kombinacji, za co między innymi cenię makijaż i za co kocham to, co robię.

Ostatnio również wzięłam się za promocję i udało mi się stworzyć stronę internetową, z której jestem zadowolona. Jest przede wszystkim minimalistyczna i czytelna, a na pierwszy plan wyłaniają się moje prace i o taki właśnie efekt mi chodziło. Mam nadzieję, że ten rok będzie dla mnie owocny i uda mi się rozwinąć swoją pasję tak, aby stała się moją stałą pracą.

A teraz zapraszam Was do odwiedzenia strony internetowej tu oraz do obejrzenia moich prac. Koniecznie zostawcie komentarz, który makijaż podoba Wam się najbardziej i co myślicie o stronie internetowej. Pozdrawiam serdecznie :*









1:47 PM

Ulubione w styczniu | KOBO, GOLDEN ROSE, HULU, LISA ELDRIDGE, ESSENCE

Ulubione w styczniu | KOBO, GOLDEN ROSE, HULU, LISA ELDRIDGE, ESSENCE

1:47 PM

Ulubione w styczniu | KOBO, GOLDEN ROSE, HULU, LISA ELDRIDGE, ESSENCE

Hej!

Serdecznie Was zapraszam na nowy post z ulubieńcami ubiegłego miesiąca. Mam nadzieję, że odkryjcie tu coś nowego, a może znacie i lubicie zaprezentowane przeze mnie produkty? Dajcie znać w komentarzach, jacy są Wasi ulubieńcy stycznia.

PIELĘGNACJA

Zacznę dziś od pielęgnacji i chyba pierwszy raz mam do pokazania tyle rzeczy w porównaniu do kolorówki.


Ostatnio testuję nowe kosmetyki do pielęgnacji włosów. Staram się nie obciążać moich włosów ale jednocześnie dobrze je nawilżyć, aby zapobiec ich elektryzowaniu się. Fajnym, dobrze oczyszczającym i delikatnym szamponem okazał się White Agafia Volume & Lush Sea Buckthorn Shampoo, czyli szampon zwiększający objętość, odbijający włosy od nasady na bazie rokitnika i mydlnicy lekarskiej.

Szampon ma delikatny, ziołowy zapach, lejącą przezroczystą konsystencję i bardzo dobrze się pieni. Po jednokrotnym umyciu, podczas spłukiwania czuć charakterystyczne "piszczenie" pod palcami, co oznacza, że włosy są dobrze oczyszczone i nie ma potrzeby powtórnego mycia. Mimo to, nie zauważyłam żeby szampon wysuszał moje włosy, co jest dla mnie bardzo ważne. Za pojemność 280 ml zapłaciłam około 8 zł w jednej z osiedlowych drogerii.


Kolejnym ciekawym kosmetykiem jest Dr Medica Dermatologiczna Emolientowa Emulsja do mycia twarzy, do cery suchej i wrażliwej. Jest to łagodny, rzadki balsam na bazie oleju kokosowego, kwasy hialuronowego i mocznika, która nie zawiera SLS ani detergentów. Wszystko to co obiecuje producent jest zgodne z rzeczywistością. Cenię ten produkt przede wszystkim za delikatność i brak uczucia ściągnięcia skóry po umyciu.

Moja skóra ostatnio bywa bardzo przesuszona i źle reaguje na żele, czy nawet naturalne mydła. Jeśli macie ten sam problem, to serdecznie polecam Wam ten kosmetyk. Jedyne co może być wadą dla niektórych to fakt, że emulsja się nie pieni. W kontakcie z wodą można zauważyć minimalną piankę, ale nie jest to ten sam efekt jaki dają tradycyjne żele. Porównałabym to raczej do olejków do demakijażu.

Ja stosuję emulsję do porannego mycia, a wieczorem do umycia twarzy po wykonaniu demakijażu olejkiem i płynem micelarnym. Ten produkt sam nie da rady zmyć makijażu, więc miejscie to na uwadze.

Kolejnym ulubieńcem jest naturalne mydło w płynie Natura Care o zapachu melona. Przez dłuższy czas używałam mydeł naturalnych w kostce z Alterry, jednak przy dłuższym stosowaniu zauważyłam, że wysuszają mi dłonie. Przy tym produkcie nie ma uczucia szorstkości i nie mam potrzeby smarować się kremem do rąk po umyciu. Kosmetyk ma działanie nawilżające i odświeżające. Delikatny zapach jest na pewno dużym atutem. Nie jest to silnie perfumowany kosmetyk ale zapach jest wyczuwalny na skórze i utrzymuje się dosyć długo. Cena jaką wydałam na mydło to około 6 zł po przecenie.



KOLORÓWKA


W dziale kosmetyków do makijażu chciałabym wyróżnić puder Laura Mercier, o którym już się rozpisywałam, więc odsyłam Was tu i tu


Ostatnio bardzo przyjemnie używa mi się podkładu z Essence, który kupiłam może w zeszłym roku z ciekawości. Używałam go w sumie tylko do rozjaśniania innych podkładów ze względu na cudowny, jasny i żółty odcień 30 Honey Beige. Szybko zorientowałam się, że ten podkład sprawia, że inne "trudne" podkłady, takie jak Mac Pro Longwear, wyglądają na twarzy znacznie lepiej. A to za sprawą jedwabistej konsystencji przypominającej krem nawilżający i efekt glow jaki daje ten podkład. Ostatnio używam go również solo i jestem bardzo zadowolona z naturalnego i trwałego efektu.




Do utrwalania makijażu używam fixera z Golden Rose, który kupiłam zachęcona pozytywnymi opiniami. Nigdy specjalnie nie przywiązywałam wagi do tego typu kosmetyków, ale od pewnego czasu używam tej mgiełki przy każdym makijażu. Lubię w niej to, że neutralizuje efekt pudrowości i ściągnięcia twarzy i mam wrażenie, że makijaż trzyma się lepiej w okolicach nosa.



Jeszcze wspomnę krótko o holograficznym lakierze do paznokci Golden Rose, który wpadł w moje ręce przy okazji innych zakupów. Lakier daje przepiękny efekt mieniących się drobinek. W zależności od padanego światła i kolory jaki mamy pod tym lakierem, możemy zauważyć różne kolory od złotego, po zielone, niebieskie i różowe. Zdjęcia tego nie oddają, więc koniecznie musicie spróbować sami.



Bazą, której najczęściej ostatnio używałam, jest baza z Makeup Atelier Paris o działaniu matująco-nawilżającym. Baza gra z każdym podkładem jakiego używałam i dzięki niej, moja twarz jest dłużej matowa, a podkład nie wchodzi w zmarszczki.


Cienie, które zachwyciły mnie pigmentacją i kolorystyką to cienie z paletki KOBO My Favourite Colors, zresztą pisałam o niej dokładniej w tym poście, więc odsyłam Was do poprzednich wpisów.



KSIĄŻKI

W tym roku postanowiłam, że będę więcej czytać i od stycznia zaczytuję się w dwóch książkach. Pierwsza z nich, Facepaint Lisy Eldridge, to dobrze znana pozycja każdej pasjonatce makijażu. Znajdziecie w niej nie tylko przepiękne zdjęcia, ale również przekrój historii makijażu z uwzględnieniem preparatów stosowanych np. w starożytności, czy średniowieczu. Książka nie jest jednak ułożona chronologicznie, lecz tematycznie. Mamy tu cały rozdział poświęcony kolorom: białemu, czerwonemu, czarnemu oraz rozdział o biznesie makijażowym, w którym mamy opisane ciekawe historie najsłynniejszych marek kosmetycznych. Możemy również poczytać o ikonach makijażu takich jak Greta Garbo, Marilyn Monroe, czy Twiggy. Książkę posiadam w wersji oryginalnej, angielskojęzycznej i zachwycam się każdym słowem napisanym przez Lisę, którą podziwiam od wielu lat.


Kolejną książką, którą myślę, że warto przeczytać jest najgłośniejsza powieść 2015 roku Małe Życie Hanyi Yanagihary. Powieść jest na pewno szokująca i brutalna, ale też bardzo poruszająca. Nie jest to arcydzieło, polskie tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia, więc jeśli macie możliwość, kupujcie oryginał. Poza tym historia wlecze się trochę za długo, a niektóre momenty są mało realistyczne. Będziecie zdziwieni losem jaki autorka wymyśliła dla głównego bohatera. Jednak pomimo przesadzonej i mało prawdopodobnej historii, możemy utożsamić się z bohaterami, a ja bardzo lubię to w książkach.


To już wszyscy moi ulubieńcy, chociaż miałam napisać tu jeszcze o filmach i serialach, ale myślę, że przygotuję o tym osobny wpis, bo jest tego za dużo, a ten wpis i tak jest już za długi:) Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca i moi ulubieńcy przypadli Wam do gustu. Do następnego, pa!

11:38 AM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | THE PAPER KITES - TWELVEFOUR

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | THE PAPER KITES - TWELVEFOUR

11:38 AM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | THE PAPER KITES - TWELVEFOUR

Hej!

Dzisiaj coś dla entuzjastów gatunku indie rock, czyli recenzja płyty australijskiego zespołu The Paper Kites - Twelvefour.
Jeśli czytacie moje muzyczne posty, wiecie, że lubię też i taką muzykę (odsyłam do poprzednich podobnych recenzji tu i tu i jeszcze tu


Pierwsze albumy TPK były osadzone w klimacie bardziej folkowym, niż rockowym, co nie każdemu może przypaść do gustu, więc jeśli wolicie bardziej gitarowe brzmienia, płyta Twelvefour wydana w 2015 może się Wam spodobać.

Pierwsza piosenka na płycie, Electric Indigo do złudzenia przypomina mi piosenkę Bear's Den - Red Earth and Pouring Rain. Podobna gitara, rytm i kompozycja. Ale to nie zmienia faktu, że jest to zdecydowanie jeden z lepszych utworów na płycie. Pięknie zbudowana, hipotyzująca linia melodyczna z interesującymi gitarowymi riffami plus tekst, który łamie serce:

"Distance never made me stronger, it tore us apart
And I know I left you questions and a lonely heart
But you've been waiting long enough to let it go
I'll do you right
Cause time is just a remedy
Covered in disguise"

Okładka płyty - fragment neonowego szyldu świecącego zachęcająco na niebiesko i różowo odzwierciedla nocny klimat rodem z dyskoteki lat osiemdziesiątych jaki można wyczuć w Electric Indigo.



Podobno autor tekstów i wokalista Sam Bentley pisał utwory na płytę nocą (jak na prawdziwego artystę przystało), a dokładnie między północą a 4 w nocy, kiedy czuł największy przypływ weny stąd też nazwa płyty Twelvefour. Ciężko to wyjaśnić, ale muszę przyznać, że czuć w tych stonowanych, atmosferycznych dźwiękach i kontemplacyjnych tekstach nocną atmosferę. Melancholijne akustyczne Neon Crimson, czy powolne Bleed Confusion są idealne do nocnych rozmyślań.

Moim ulubionym utworem na płycie, oprócz Electric Indigo, jest ostatnia piosenka Too Late - bluesowa, ciągnąca się powoli ballada z niesamowitą dawką dramatyzmu, podczas słuchania której nie mogę robić absolutnie nic innego poza słuchaniem. A pomyśleć, że ten utwór w ogóle miał nie pojawić się na płycie, ze względu na odrębność stylistyczną od reszty. Moim zdaniem jest to idealne zwieńczenie tej nocnej podróży.



Co należy podkreślić, to fakt, że na płycie mamy różnorodność gatunków od rocku, do folku, po country, a mimo to płyta jest spójna i pokazuje wszechstronność zespołu. Gorąco Was zachęcam do przesłuchania płyty i zostawiania komentarzy pod postem. Mam nadzieję, że muzyka przypadnie Wam do gustu i zostaniecie z nią na dłużej.


Copyright © EPHEMERIC BEAUTY , Blogger