Hej!
Długo zastanawiałam się na tym jaką płytę wybrać do dzisiejszej recenzji, dopóki parę dni temu pomysł nie wpadł mi sam dzięki nowej piosence pewnego zespołu puszczonej w radiu.
Ucieszyłam się, że zespół, o którym mało kto pewnie słyszał, nagrał w końcu swój pierwszy album studyjny.
Cigarettes After Sex poznałam jakieś 3 lata temu i zauroczył mnie klimat ich kilku singli. Zespół pochodzi z Teksasu i składa się z czterech muzyków. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam utwór Keep On Loving You, byłam święcie przekonana, że mam do czynienia z wokalistką. Jak się później okazało, liderem zespołu jest Greg Gonzalez, brodaty facet z krwi i kości. W życiu byście nie skojarzyli tego głosu z twarzą Gonzaleza:)
Płyta, która ukazała się w czerwcu 2017 składa się z dziesięciu piosenek utrzymanych w klimacie ambient popu, czy też noir popu. Jeśli ktoś zna dotychczasowe single zespołu, nie będzie zaskoczony, tym co znajdzie na tej płycie. Fajnie, że zespół ma swoje specyficzne brzmienie i konsekwentnie realizuje je na tym albumie.
Utwory na płycie są przede wszystkim melodyjne i zapadają w pamięć, a cała płyta stanowi spójną całość. Tak spójną, że ciężko odróżnić te utwory od siebie, co dla niektórych będzie pewnie oznaczać nudę. Ja odnajduję w tym pewne ukojenie, ponieważ słuchając jej np. w nocy, nie ma momentów zaskoczenia. Wszystko jest na jednym, poziomie i słuchając albumu możemy na prawdę się zrelaksować.
Najbardziej przypadła mi do gustu piosenka Sunsetz, Flash i John Wayne. Wszystkie utwory sączą się powoli, są melodyjnymi i jednocześnie depresyjnymi zapiskami nowoczesnego romantyka ze złamanym sercem. Muzycznie, płyta kojarzy mi się z zespołem Cocteau Twins i filmami Davida Lyncha. Chłopięcy wokal na granicy kojącego szeptu oprócz wpadających w ucho, nostalgicznych kompozycji, jest niesamowicie hipnotyzujący. W słowach piosenek odnajdujemy romantyczne historie początków zakochania i subtelne erotyczne podteksty przy akompaniamencie odbijającej się echem leniwej gitary.
Zachęcam Was gorąco do zapoznania się z historiami opowiadającymi o miłości, która mogła być na wyciągnięcie ręki, lecz jest boleśnie daleko.
Pięknie to napisałaś... a ta muzyka jest naprawdę piękna... Teraz mi towarzyszy...
ReplyDeleteDziękuję:* Cieszę się, że zachęciłam Cię do odsłuchu:)
DeleteBardzo enigmatycznie ;) Lubie to <3
ReplyDeleteAaa oni naprawdę nagrali płytę?? Nie wiedziałam, uwielbiam tego faceta! :)
ReplyDeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeleteUwielbiam C.A.S! Widzę, że mamy podobny gust muzyczny! :D
ReplyDeleteMoje ulubione piosenki tych wykonawców to "k." , "Please don`t cry"! :D Świetna recenzja.
Pozdrawiam ciepło!
slowozapisane.blogspot.com
Jak miło znaleźć osobę o podobnych gustach <3
DeleteNie kojarzę tego zespołu, ale wydaje się być całkiem interesujący, wręcz intrygujący. Może pora poznać coś nowego?
ReplyDeleteCieszę się, że zaobserwowałam już wcześniej Twój blog. Post czytało mi się naprawdę dobrze, a ostatnio przeglądając wpisy innych blogerów miałam z tym problem. Prawda jest taka, że nie słyszałam o tym zespole, jednak pozwoliłam sobie przesłuchać link zamieszczony we wpisie.
ReplyDeleteCiesze się, że wpis Ci się podobał i, że zachęciłam do przesłuchania płyty:) Pozdrawiam!
DeleteOo kiedyś sporo ich słuchałam - uwielbiam <3 teraz mam trochę mniej czasu na muzykę, ale miło by było odświeżyć sobie :)
ReplyDeleteFajnie, że znasz ten zespół!
DeleteSure, follow back, I already followed:)
ReplyDeleteNie znałam dotychczas tego zespołu, ale właśnie zapoznaję się z ich twórczością :)
ReplyDelete