10:13 AM

Muzyczny piątek, czyli recenzja płyty | CIGARETTES AFTER SEX

Hej!

Długo zastanawiałam się na tym jaką płytę wybrać do dzisiejszej recenzji, dopóki parę dni temu pomysł nie wpadł mi sam dzięki nowej piosence pewnego zespołu puszczonej w radiu.
Ucieszyłam się, że zespół, o którym mało kto pewnie słyszał, nagrał w końcu swój pierwszy album studyjny.

Cigarettes After Sex poznałam jakieś 3 lata temu i zauroczył mnie klimat ich kilku singli. Zespół pochodzi z Teksasu i składa się z czterech muzyków. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam utwór Keep On Loving You, byłam święcie przekonana, że mam do czynienia z wokalistką. Jak się później okazało, liderem zespołu jest Greg Gonzalez, brodaty facet z krwi i kości. W życiu byście nie skojarzyli tego głosu z twarzą Gonzaleza:)

Płyta, która ukazała się w czerwcu 2017 składa się z dziesięciu piosenek utrzymanych w klimacie ambient popu, czy też noir popu. Jeśli ktoś zna dotychczasowe single zespołu, nie będzie zaskoczony, tym co znajdzie na tej płycie. Fajnie, że zespół ma swoje specyficzne brzmienie i konsekwentnie realizuje je na tym albumie.

Utwory na płycie są przede wszystkim melodyjne i zapadają w pamięć, a cała płyta stanowi spójną całość. Tak spójną, że ciężko odróżnić te utwory od siebie, co dla niektórych będzie pewnie oznaczać nudę. Ja odnajduję w tym pewne ukojenie, ponieważ słuchając jej np. w nocy, nie ma momentów zaskoczenia. Wszystko jest na jednym, poziomie i słuchając albumu możemy na prawdę się zrelaksować.

Najbardziej przypadła mi do gustu piosenka Sunsetz, Flash i John Wayne. Wszystkie utwory sączą się powoli, są melodyjnymi i jednocześnie depresyjnymi zapiskami nowoczesnego romantyka ze złamanym sercem. Muzycznie, płyta kojarzy mi się z zespołem Cocteau Twins i filmami Davida Lyncha. Chłopięcy wokal na granicy kojącego szeptu oprócz wpadających w ucho, nostalgicznych kompozycji, jest niesamowicie hipnotyzujący. W słowach piosenek odnajdujemy romantyczne historie początków zakochania i subtelne erotyczne podteksty przy akompaniamencie odbijającej się echem leniwej gitary.

Zachęcam Was gorąco do zapoznania się z historiami opowiadającymi o miłości, która mogła być na wyciągnięcie ręki, lecz jest boleśnie daleko.


14 comments:

  1. Pięknie to napisałaś... a ta muzyka jest naprawdę piękna... Teraz mi towarzyszy...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję:* Cieszę się, że zachęciłam Cię do odsłuchu:)

      Delete
  2. Aaa oni naprawdę nagrali płytę?? Nie wiedziałam, uwielbiam tego faceta! :)

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. Uwielbiam C.A.S! Widzę, że mamy podobny gust muzyczny! :D
    Moje ulubione piosenki tych wykonawców to "k." , "Please don`t cry"! :D Świetna recenzja.
    Pozdrawiam ciepło!
    slowozapisane.blogspot.com

    ReplyDelete
  5. Nie kojarzę tego zespołu, ale wydaje się być całkiem interesujący, wręcz intrygujący. Może pora poznać coś nowego?

    ReplyDelete
  6. Cieszę się, że zaobserwowałam już wcześniej Twój blog. Post czytało mi się naprawdę dobrze, a ostatnio przeglądając wpisy innych blogerów miałam z tym problem. Prawda jest taka, że nie słyszałam o tym zespole, jednak pozwoliłam sobie przesłuchać link zamieszczony we wpisie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ciesze się, że wpis Ci się podobał i, że zachęciłam do przesłuchania płyty:) Pozdrawiam!

      Delete
  7. Oo kiedyś sporo ich słuchałam - uwielbiam <3 teraz mam trochę mniej czasu na muzykę, ale miło by było odświeżyć sobie :)

    ReplyDelete
  8. Sure, follow back, I already followed:)

    ReplyDelete
  9. Nie znałam dotychczas tego zespołu, ale właśnie zapoznaję się z ich twórczością :)

    ReplyDelete

Dziękuję za każdy komentarz i odwiedziny.
Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są między innymi wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics.

Copyright © EPHEMERIC BEAUTY , Blogger